Przypadek doktora Gilmera. Zbrodnia, medyczna zagadka i sprawiedliwość w Appalachach | Benjamin Gilmer

"Kiedy wyjdę z tej piekielnej nory, znajdę pana.
A wtedy mi pan zapłaci."

28 czerwca 2004 roku szanowany i uwielbiany przez pacjentów lekarz z niewielkiej przychodni mieszczącej się w pobliżu miasteczka Fletcher w Karolinie Północnej, przy użyciu psiej smyczy udusił własnego ojca, obciął mu palce, a ciało porzucił na poboczu drogi. Po dokonanym morderstwie wrócił do codziennych obowiązków. Na procesie odmówił pomocy adwokatów, sam podejmując się absurdalnej próby obrony. Plącząc się w zeznaniach, nieustannie przepraszał za brak prawniczego przygotowania i zrzucał winę za popełniony czyn na "serotoninowy mózg". "Mój umysł nie działa właściwie. Potrzebuję pomocy!" Nie uznano go za niepoczytalnego (a wręcz twierdzono, że symuluje) i skazano na dożywocie. Nazywał się Vince Gilmer. Teraz na jego stanowisku, w tej samej przychodni, przyjmując tych samych zdezorientowanych pacjentów, pracuje również... doktor Gilmer. Benjamin Gilmer. Brak pokrewieństwa, za to narastający strach przed skazanym, który jeszcze przed chwilą był na jego miejscu.

"On wie, kim pan jest. Założę się, że nie jest zbyt szczęśliwy, że zabrał mu pan życie". Autor bardzo rzetelnego, niezwykle poruszającego oraz szczególnie osobistego reportażu Przypadek doktora Gilmera. Zbrodnia, medyczna zagadka i sprawiedliwość w Appalachach to ten sam Benjamin Gilmer. Nie przyjął on jednak posady po bezwzględnym mordercy, którego rzeczywiście bał się na początku swojej pracy w przychodni. Przyjął posadę  swoją drogą miejsce i nazwisko to zupełny zbieg okoliczności  po chorym mężczyźnie, któremu odmówiono sprawiedliwego wyroku, nie uwzględniając jego kondycji psychicznej. "Gdyby choroba Huntingtona została wykryta u Vince'a przed rozpoczęciem procesu, w ogóle nie zostałby skazany na karę więzienia". Benjamin postanowił poznać tajemniczą sprawę Vince'a Gilmera, z każdą chwilą coraz bardziej współczując oraz przywiązując się do schorowanego starszego mężczyzny, któremu więzienie odebrało resztki zdrowia i godności. "Nie dalej jak półtora roku temu panicznie bałem się, że ten człowiek dowie się, gdzie mieszkam. A teraz odwiedzam go w więzieniu, spędzałem z nim Święto Dziękczynienia i pozwalałem mu przytulać swoje dzieci".

Książkę czyta się niczym dobry thriller.  Ma swoje mocne momenty, ale i wzruszającą stronę.
To wzorowo poprowadzona, uporządkowana relacja z prób zrozumienia oraz oddania sprawiedliwości człowiekowi, który zamiast w więzieniu, powinien znaleźć się na oddziale psychiatrycznym, gdzie otrzymywałby niezbędną pomoc medyczną przynajmniej przez czas, jaki mu jeszcze pozostał. Choroba Huntingtona, mająca podłoże genetyczne, jest okrutnie niewdzięczna i nie pozostawia złudzeń na wyzdrowienie. Benjamin nie tylko zajął się przypadkiem pokrzywdzonego przez amerykański sąd oraz system opieki zdrowotnej schorowanego lekarza, ale również został jego przyjacielem, czy niemal członkiem rodziny. Autor przedstawił bardzo dokładnie mozolne zabieganie o ułaskawienie Vince'a. Może momentami było tego zbyt wiele dla przeciętnego czytelnika, dla którego ta sprawa raczej nigdy nie będzie na tyle ważna, jak była dla Benjamina Gilmera. Ostanie fragmenty książki raczej się dłużyły, nie wnosząc już nic nowego do całości. Warto jednak poznać historię dwóch doktorów Gilmerów, żeby przekonać się o sile ludzkiej determinacji, wrażliwości na drugiego człowieka, czy też o tym,  jak wygląda amerykańskie podejście do więźniów dotkniętych chorobami psychicznymi.

***
Gilmer Benjamin, Przypadek doktora Gilmera. Zbrodnia, medyczna zagadka i sprawiedliwość w Appalachach, tłum. Mariusz Gądek, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2024, s. 312.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze