Ruiny | Scott Smith
"(...) znajdzie siłę, żeby sięgnąć w głąb siebie,
w tę szczelinę, którą wyciął pod żebrami,
sięgnąć ręką i znaleźć winorośl,
złapać ją, wyrwać z ciała."
w tę szczelinę, którą wyciął pod żebrami,
sięgnąć ręką i znaleźć winorośl,
złapać ją, wyrwać z ciała."
Próżno szukać podobnie upalnego, iście wakacyjnego horroru — a przy tym niesamowicie mrożącego krew w żyłach! Pełnego realizmu i żywej grozy, w którym strach jest czymś namacalnym, a może nawet prozaicznym. Odtąd już zawsze wzdrygniesz się, gdy źdźbło trawy muśnie Twoją łydkę, a kwiaty winorośli poruszą się smagane wiatrem. Motyw z Ruin Scotta Smitha jest nie do zapomnienia, niezależnie, czy pozna się go w wersji filmowej (przeciętna produkcja z 2008 roku), czy w literackim pierwowzorze. I ja przypomniałam sobie, że już je kiedyś czytałam (pamiętam okładkę tamtego starego wydania), ale chyba dopiero teraz wywarły na mnie odpowiednio silne wrażenie. Scott Smith stworzył doskonale skonstruowany, przerażający horror, który rozkręca się w optymalnym tempie, trzyma w napięciu i spełnia większość pokładanych w nim nadziei. Warto pamiętać, że to, co naprawdę straszy w Ruinach jest bardzo dosłowne, mimo że atmosfera kipi od tajemniczości. Podobnie jest z bohaterami. Smith stawia przed czytelnikiem ludzi z krwi i kości — nieco stereotypowych młodych wycieczkowiczów, nieprzygotowanych na czyhające na nich zagrożenie.
Kilkoro znajomych, spędzających beztroskie wakacje w Meksyku, postanawia pomóc nowo poznanemu koledze w odnalezieniu jego brata, który zaginął podczas ekspedycji archeologicznej. Wyruszają w głąb meksykańskiej dżungli w poszukiwaniu ruin Majów. We znaki dają im się upał oraz wszechobecne insekty. Amy, Stacy, Eric, Jeff. Pablo i Marcus. Nieoczekiwanie cała szóstka zostaje uwięziona na wzgórzu, które porasta wyjątkowo bujna roślinność. Rozpoczyna się walka o przetrwanie.
Podejrzewam, że większość potencjalnych czytelników Ruin jeszcze przed lekturą jest świadoma, jakim horrorowym motywem posłużył się Scott Smith. Tym, którzy nie wiedzą, nie chcę psuć zabawy. Ruiny to taki survival horror, dość rozrywkowy, chociaż niestroniący od mocnych, niekiedy drastycznych scen. Dobrze napisany, znakomicie stopniujący napięcie, unikający patosu, czy filozoficznych przemyśleń. Ta jego przyziemność to duża zaleta, bo i z całkiem przyziemnym (choć przecież niecodziennym!) strachem zmierzają się bohaterowie. Chętnie wrócę do niego po latach.
***
Smith Scott, Ruiny, tłum. Danuta Górska, Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2022, s. 394.
Kilkoro znajomych, spędzających beztroskie wakacje w Meksyku, postanawia pomóc nowo poznanemu koledze w odnalezieniu jego brata, który zaginął podczas ekspedycji archeologicznej. Wyruszają w głąb meksykańskiej dżungli w poszukiwaniu ruin Majów. We znaki dają im się upał oraz wszechobecne insekty. Amy, Stacy, Eric, Jeff. Pablo i Marcus. Nieoczekiwanie cała szóstka zostaje uwięziona na wzgórzu, które porasta wyjątkowo bujna roślinność. Rozpoczyna się walka o przetrwanie.
Podejrzewam, że większość potencjalnych czytelników Ruin jeszcze przed lekturą jest świadoma, jakim horrorowym motywem posłużył się Scott Smith. Tym, którzy nie wiedzą, nie chcę psuć zabawy. Ruiny to taki survival horror, dość rozrywkowy, chociaż niestroniący od mocnych, niekiedy drastycznych scen. Dobrze napisany, znakomicie stopniujący napięcie, unikający patosu, czy filozoficznych przemyśleń. Ta jego przyziemność to duża zaleta, bo i z całkiem przyziemnym (choć przecież niecodziennym!) strachem zmierzają się bohaterowie. Chętnie wrócę do niego po latach.
***
Smith Scott, Ruiny, tłum. Danuta Górska, Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2022, s. 394.
0 comments