Mój mąż Żyd. Historie Polek w Izraelu | Sylwia Borowska
"Na początku, idąc ulicą w Tel Awiwie,
nie przeczytasz ani jednego hebrajskiego słowa,
które tam zobaczysz."
nie przeczytasz ani jednego hebrajskiego słowa,
które tam zobaczysz."
Po lekturze świetnego reportażu pt. Ślub pod chupą postanowiłam posiedzieć jeszcze w temacie polsko-żydowskich love story i sięgnąć po wcześniejszą publikację autorstwa Sylwii Borowskiej. Obiło mi się o uszy, że książka może być nieco gorsza, ale nie brałam tego do siebie. Nadal ciekawią mnie opowieści kobiet, które postanowiły rzucić wszystko i wyjechać do Izraela — głównie z miłości. Niestety w pozycji Mój mąż Żyd nie znalazłam niemal nic, co tak bardzo zainteresowało mnie w Ślubie pod chupą, czyli na przykład tematu konwersji na judaizm, odnajdywania się w nowej, żydowskiej rodzinie, podejścia do żydowskich tradycji. Tytuł tej książki powinien brzmieć raczej Mój Mąż Izraelczyk (za to podtytuł jest jak najbardziej trafiony).
Historie, jakie przytacza autorka skupiają się głównie na kobietach, które weszły w związki z Żydami niereligijnymi, Izraelczykami różnego pochodzenia. Nie ma tu zatem zbyt wielu wzmianek o celebracji szabatu, czy o tym, jak gojka (kobieta spoza wspólnoty żydowskiej) została przyjęta w rodzinie męża. Jest za to sporo porównań Polek z Izraelkami, szalonych opowieści z pierwszych lat pobytu w Izraelu i z... zakochiwania się. Jest sporo o żydowskiej mentalności i o życiu w nieustannym poczuciu zagrożenia, o obowiązku wojskowym, jaki spoczywa na wszystkich obywatelach po ukończeniu 18-tego roku życia (również na kobietach), o docenianiu Polski będąc na obczyźnie. Wszystko to brzmi całkiem dobrze. Historie płyną szybko i można wyłapać z nich wiele ciekawych szczegółów. Autorka oddaje głos kilku kobietom, które sama poznała podczas swojego życia w Izraelu, ale również i... jednemu Izraelczykowi, który poślubił Polkę. To zwariowane opowieści, zaczynające się prawie jak w filmie — wielką miłością. Dopiero potem przychodzi mierzenie się z inną kulturą, czy ścieranie polsko-żydowskich charakterów.
Jak i w przypadku Ślubu pod chupą, wyszłam z tej lektury z poczuciem niedosytu. Pomijając fakt, że spodziewałam się jednak więcej religijnych wątków, również inne tematy zostały potraktowane po macoszemu. I nic w tym dziwnego. To zbiór lekkich, dość luźnych relacji, które czyta się przyjemnie i szybko, nie zaś klasyczny reportaż. Pasuje do porannej kawy, czy kolejki do lekarza. Nie dowiedziałam się z niego niczego nowego. Miałam wrażenie, że sam Izrael, czy ten tytułowy mąż Żyd (jako Żyd) to czasem tylko drugi plan wydarzeń. Nie mam tego za złe autorce i pewnie skuszę się na kolejną jej książkę — jednak poszukam również bardziej wyczerpujących źródeł.
***
Borowska Sylwia, Mój mąż Żyd. Historie Polek w Izraelu, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2018, s. 256.
0 komentarze