Wydaje mi się, że widziałem... dinozaura/krokodyla | Lydia Nichols
"Może jest w lodówce?"
Jeśli masz gdzieś w pobliżu małe dziecko 👶, albo szukasz niezawodnego prezentu dla jakiegoś brzdąca, to musisz pogodzić się z pewnym faktem. Książeczek z ruchomymi elementami... nigdy dość! 😀 Wydania pełne okienek i wysuwanek to prawdziwy hit wczesnodziecięcej literatury. Może istnieją gdzieś dzieci odporne na te mini atrakcje, ale czuję, że wcześniej, czy później każde dziecko zainteresuje się książeczką, w której można coś przesunąć, przekręcić, złapać rączką, albo nawet wyrwać.
U Najmniejszego ta pasja narodziła się już po półroczu Jego istnienia i tylko przybierała na sile (bądź malała, w zależności od nastroju). Gdzieś tam w międzyczasie przewinął mi się tytuł Wydaje mi się, że widziałem niedźwiedzia z wydawnictwa Mamania, ale... wydawało mi się, że ツ na ten tytuł Najmniejszy nie jest jeszcze gotowy, bo... cóż, był wtedy rzeczywiście malutki. Teraz, u progu swoich drugich urodzin jest już na tyle duży, by załapać, o co chodzi w tych uroczych książeczkach, a samo poruszanie elementami to tylko połowa frajdy. Otóż jest jeszcze... poszukiwanie.
Książeczki z serii Wydaje mi się, że widziałem... — wszystkie autorstwa Lydii Nichols, bazują na podobnym pomyśle, zmieniają się jedynie głowni bohaterowie i sceneria. W wersji z dinozaurem szukamy sympatycznego zielonego dinozaura, który ukrył się gdzieś w domu (może za kanapą, a może w lodówce?). Za to krokodyla będziemy wypatrywać na placu budowy (za cegłami, albo na wywrotce). Obie części (jest ich więcej niż te dwie, które Wam pokazuję) Wydaje mi się, że widziałem... są cudownie kolorowe, postaci bardzo zabawne (uwielbiam zarówno krokodyla, jak i dinozaura!), a przesuwane elementy pomagają ćwiczyć małą motorykę i spostrzegawczość. Kiedy dziecko już więcej rozumie, z ekscytacją rozpoznaje i nazywa miejsca oraz przedmioty, a nade wszystko cieszy się ze znalezienia na każdej stronie ukrytego bohatera książki (który jest przy tym bardzo zabawnie przedstawiony). Tekstu w książeczkach jest niewiele, ale pytania są bardzo trafne i skupiają uwagę malucha. Co tu więcej pisać — lepiej zajrzyjcie do środka!
U Najmniejszego ta pasja narodziła się już po półroczu Jego istnienia i tylko przybierała na sile (bądź malała, w zależności od nastroju). Gdzieś tam w międzyczasie przewinął mi się tytuł Wydaje mi się, że widziałem niedźwiedzia z wydawnictwa Mamania, ale... wydawało mi się, że ツ na ten tytuł Najmniejszy nie jest jeszcze gotowy, bo... cóż, był wtedy rzeczywiście malutki. Teraz, u progu swoich drugich urodzin jest już na tyle duży, by załapać, o co chodzi w tych uroczych książeczkach, a samo poruszanie elementami to tylko połowa frajdy. Otóż jest jeszcze... poszukiwanie.
Książeczki z serii Wydaje mi się, że widziałem... — wszystkie autorstwa Lydii Nichols, bazują na podobnym pomyśle, zmieniają się jedynie głowni bohaterowie i sceneria. W wersji z dinozaurem szukamy sympatycznego zielonego dinozaura, który ukrył się gdzieś w domu (może za kanapą, a może w lodówce?). Za to krokodyla będziemy wypatrywać na placu budowy (za cegłami, albo na wywrotce). Obie części (jest ich więcej niż te dwie, które Wam pokazuję) Wydaje mi się, że widziałem... są cudownie kolorowe, postaci bardzo zabawne (uwielbiam zarówno krokodyla, jak i dinozaura!), a przesuwane elementy pomagają ćwiczyć małą motorykę i spostrzegawczość. Kiedy dziecko już więcej rozumie, z ekscytacją rozpoznaje i nazywa miejsca oraz przedmioty, a nade wszystko cieszy się ze znalezienia na każdej stronie ukrytego bohatera książki (który jest przy tym bardzo zabawnie przedstawiony). Tekstu w książeczkach jest niewiele, ale pytania są bardzo trafne i skupiają uwagę malucha. Co tu więcej pisać — lepiej zajrzyjcie do środka!
***
Nichols Lydia, Wydaje mi się, że widziałem... dinozaura/krokodyla, tłum. Zofia Raczek, Wydawnictwo Mamania, Warszawa 2021, s. 10.
Za prześwietną zabawę z książeczkami
dziękujemy (wraz z Najmniejszym) wydawnictwu:
dziękujemy (wraz z Najmniejszym) wydawnictwu:
0 komentarze