Gałęziste | Artur Urbanowicz
albowiem do nich należy królestwo zielone."
Suwalszczyzna. Tuż przed Wielką Nocą. Cmentarzysko Jaćwingów. Jeziora. Lasy. A może raczej... LASY. W Gałęzistych czuć ich intensywny zapach, słychać szum drzew, pękanie każdej gałązki. A jeśli między drzewami zobaczysz czyjeś żółte ślepia? Para studentów z Warszawy postanawia spędzić w tych rejonach okres świąt wielkanocnych. Karolina jest zagorzałą katoliczką, która sztywno przestrzega zasad swojej wiary, zaś Tomek to zdeklarowany ateista. Głównie to, temperamenty ich obojga, jak i nieodpowiedzialność Tomka w kwestii swojego zdrowia stanowią podstawę ich częstych kłótni. Wyjazd, w mniemaniu Karoliny, ma naprawić ich relację. Młodzi nie zdają sobie jednak sprawy, iż nie tylko znaleźli się w dziwnym miejscu, gdzie każdy wodzi za nimi wzrokiem, ale również, że mogą stać się ofiarami czegoś, co zamieszkuje tutejsze lasy. Czegoś prawdopodobnie... demonicznego.
Nie wiem, czy to wyłącznie zasługa opisów, czy też ja sama stworzyłam sobie w głowie tę niesamowitą atmosferę, która wypełnia Gałęziste. Wielkanocna suwalska cisza wisząca nad bohaterami, a tuż obok potężna ściana lasu. Dom, w którym zawsze są otwarte drzwi. Dom bez krzyża na ścianie. Białodęby, o których nikt nie słyszał. To tylko ułamek klimatu, jaki proponuje Artur Urbanowicz w swojej powieści grozy. Narracja powieści jest dość nietypowa i może irytować bardziej wymagających czytelników. Mi podobały się te szybkie zmiany głównego narratora. Podobali — mimo ich uroczej szablonowości — główni bohaterowie. Uwierzyłam im. Ich niedoskonałość (myśli, wypowiedzi) sprawiła, że stali się ludźmi z krwi i kości. Jasne, nie wszystkie ich rozmowy są "na poziomie", nie wszystkie zabiegi stylistyczne, na jakie porywa się autor, okazują się udane. Nie każda postać ma w sobie to "coś" (Andrzej Rogucki). A jednak Gałęziste przyciągają i obiecują mocne wrażenia, czego potwierdzeniem są niezłe horrorowe fragmenty, jak i samo zakończenie.
Jeszcze tylko kilka słów na temat wznowienia, które wyszło za sprawą wydawnictwa Vesper w 2019 roku, a z którym niestety (?) nie miałam przyjemności się zetknąć. Autor zapewnia, że nowe wydanie zostało pozbawione wulgaryzmów oraz dłużyzn, a także (jak to w Vesper) opatrzone ilustracjami. Wulgaryzmów — w porządku, mogłoby być ich mniej, chociaż w tego typu książce jakoś szczególnie mnie nie raziły, a wręcz nadawały wiarygodności postaciom (nie wyobrażam sobie wyważonych wypowiedzi Tomka, szczególnie w niektórych sytuacjach, jednak oczywiście nie wiem, jak poradził sobie z tym autor). Natomiast dłużyzny zupełnie mi nie przeszkadzały. Chyba za bardzo wciągnęłam się w historię, bo chłonęłam każdy szczegół i każdy detal wydawał mi się ciekawy. Poza tym... cóż, lubię powieści Stephena Kinga, które wloką się niemiłosiernie, więc jeśli na ich końcu znajdę to, na co czekam (tu na naprawdę konkretną grozę — jak i u Urbanowicza), to mogę zmierzać tam okrężną drogą. Tym samym nie czepiam się ani stylu, ani rzekomego braku płynności. Dla mnie wszystko grało (no, może poza pewną "sceną" w lesie, ale jeśli ktoś się nią bulwersuje, to polecam przeczytać Miasteczko Cichowlasa i Radeckiego).
Gałęziste to naprawdę niezły polski (ta Suwalszczyzna robi robotę!) horror, napisany z pomysłem i polotem. Przemyślany i spójny. Owszem, ma sporo cech horroru rozrywkowego i sięgając po niego, warto pamiętać, że przez sporą część książki będziemy jedynie przyglądać się czemuś zza drzew. Dobrze jednak dać się porwać całej narracji i nie pospieszać w myślach autora. On wie, co robi.
Urbanowicz Artur, Gałęziste, Wydawnictwo Novae Res, Gdynia 2015, s. 462.
Książkę przeczytałam w ramach Wyzwania czytelniczego 2020 na Przestrzeniach tekstu
(kategoria: dobry horror) oraz Wielkobukowego Bezsennego Bingo (kategoria: autor Artur Urbanowicz)
0 komentarze