Greene Grahamliteratura angielskaprozaproza obcaPrószyński i s-kastarocie na Przestrzeniachwyjątkowe
Podróże z moją ciotką | Graham Greene
nie będziesz sunął boczkiem z dnia na dzień
do ostatniej swojej ściany.
Ściana znajdzie cię sama, bez twojej pomocy,
więc każdy przeżyty dzień będzie ci się wydawał
jakimś zwycięstwem."
Nawet nie wiem, jak wejść w całą tę opowieść. Mogłabym zacząć, jak Greene: "Ciotkę Augustę po raz pierwszy od półwiecza z górą zobaczyłem na pogrzebie mojej matki" i to byłoby to. Tak zaczynają się czasem najlepsze opowieści, a przynajmniej historie takie, jak ta. Niezwykła kombinacja cudownej angielskiej staroświeckości i dobrego kryminału, łącząca w sobie nutę przygody oraz powiew egzotyki. Do tego ten nienaganny styl, który tak urzekł mnie u Greene'a już w Pożycz nam męża, Poopy. Ciekawe, że Podróże z moją ciotką uznawane są za najzabawniejszą powieść w dorobku Grahama Greene'a. Jeśli już mowa o humorze, w tym przypadku wydaje się on gorzki. To raczej na wpół pogodna, na wpół wyważona proza, skrywająca w sobie głęboki sentymentalizm i dramatyzm. Jednak wszystko tutaj, zapijane kseresem, zakąszane wybornymi kolacjami w St. James i Albany oraz podsycane atmosferą podróży, tworzy coś niezwykle kojącego i pokrzepiającego.
Henry Pulling, emerytowany dyrektor banku i kawaler wiodący spokojne, stateczne życie wypełnione głównie hodowlą dalii, udaje się na pogrzeb własnej matki, które to wydarzenie traktuje poniekąd jako pewne urozmaicenie czasu. To tam spotyka niewidzianą od lat ciotkę Augustę — kobietę o dość oryginalnym usposobieniu, szczególnie jak na starszą panią. Pomimo delikatnych sprzeciwów (zachwiałoby to bowiem jego poukładanym, nudnym życiem), Henry godzi się na spontaniczne odwiedziny u ciotki, a wkrótce również na wspólną niedaleką podróż. Wszystko to jest jedynie zapowiedzią nieoczekiwanej przygody, na którą z pewnymi oporami, ale i z dużą ekscytacją porywa się nasz (z pozoru) prostolinijny bohater. Ciotka Augusta wprowadza go w egzotyczny świat pełen wspomnień ze swojej młodości, tęsknoty za dawnymi kochankami, ale również podejrzanych interesów. Plejada barwnych postaci — Wordsworth, pan Visconti, dziewczyna o imieniu Tooley. A gdzieś tam panna Keene, z którą Henry mógłby dzielić życie, gdyby tylko... chciało mu się cokolwiek zmieniać.
A jednak ze spokojnej angielskiej mieściny przenosimy się do wagonu Orient Ekspresu, cmentarza we francuskim Boulogne, aż w końcu na statek płynący do Paragwaju. Czy Henry rzeczywiście uległ niezwykłej przemianie pod wpływem charyzmatycznej ciotki Augusty, czy może od zawsze nosił w sobie pragnienie innego życia — tego się nie dowiemy. Pewnym jest, że Graham Greene za sprawą swoich bohaterów daje czytelnikowi nadzieję, że na nic nigdy nie jest za późno — ani na dalekie podróże, ani na zmianę swojego życia, niezależnie od wieku. Do tego to taka wyśmienita proza.
***A jednak ze spokojnej angielskiej mieściny przenosimy się do wagonu Orient Ekspresu, cmentarza we francuskim Boulogne, aż w końcu na statek płynący do Paragwaju. Czy Henry rzeczywiście uległ niezwykłej przemianie pod wpływem charyzmatycznej ciotki Augusty, czy może od zawsze nosił w sobie pragnienie innego życia — tego się nie dowiemy. Pewnym jest, że Graham Greene za sprawą swoich bohaterów daje czytelnikowi nadzieję, że na nic nigdy nie jest za późno — ani na dalekie podróże, ani na zmianę swojego życia, niezależnie od wieku. Do tego to taka wyśmienita proza.
Greene Graham, Podróże z moją ciotką, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 1993 (pierwsze wydanie 1969), s. 326.
0 komentarze