Zawsze mieszkałyśmy w zamku | Shirley Jackson

"Myśl o pierścionku na palcu
zawsze sprawiała, że czułam się ciasno skrępowana,
ponieważ w pierścionkach nie było szczelin,
przez które można by się wydostać."

Paranoiczna i klaustrofobiczna. Osobliwa. "Chcesz herbaty kroplę, dwie? (...) O nie, rzecze Merricat, ty otrujesz mnie". Mroczna, ale po swojemu. Poza tym więcej w niej obyczajowości niż horroru. I choć jest to literatura gotycka, daleko jej do klasycznej gotyckiej powieści grozy nie tego zaś spodziewalibyśmy się po autorce Nawiedzonego domu na wzgórzu, czy choćby po... okładce wydania Repliki. Tu strach może budzić rodzinny sekret, dziwna izolacja, albo postać młodej narratorki, której magiczne myślenie i silna chęć utrzymania pozorów stabilności wprowadzają szczególną nerwowość. Jednak największa groza kryje się w ciekawskich, wrogich spojrzeniach ludzi, w ich okrucieństwie i szale.

Mary Katherine Blackwood mieszka w starej rodzinnej posiadłości wraz z starszą siostrą Constance i stryjem Julianem. Reszta licznej rodziny kilka lat temu wybrała się na tamten świat po spożyciu jagodowego deseru doprawionego arszenikiem. Constance, główna podejrzana w sprawie, została uniewinniona, jednak ludzie z pobliskiego miasteczka nadal omijają dom Blackwoodów szerokim łukiem. Życie w posiadłości toczy się harmonijnym, ustalonym rytmem. Ukrywająca się przed światem Constance piecze ciasta, przyrządza obiady, opiekuje się schorowanym stryjem, zaś rozbrykana Merricat (choć to już 18-latka) dotrzymuje jej towarzystwa, tworząc wokół siebie świat pełen symboli i dziwactw, rytuałów, takich jak na przykład zakopywanie w ziemi rodzinnych (drogocennych) pamiątek. Sielankę burzy pojawienie się kuzyna Charlesa, w którym Merricat widzi intruza, i którego stara się pozbyć swoimi specjalnymi sposobami.

Zawsze mieszkałyśmy w zamku to intrygująca, tajemnicza opowieść o kobietach, których motywy postępowania są bardzo niejasne. Nie znamy myśli dobrze ułożonej, spokojnej Constance, za to jej siostrze paranoicznie wydaje się, że musi bronić harmonii ich wspólnego, świadomego zamknięcia. Historia tragicznej śmierci części rodziny wplata się w ich codzienne rytuały. Czytelnicy łakomi horrorowych akcentów z pewnością chcieliby dowiedzieć się  znacznie więcej o całym zdarzeniu, jednak autorka zdradza niewiele i całe szczęście, bo to dodaje fabule prawdziwego smaku.

***
Jackson Shirley, Zawsze mieszkałyśmy w zamku, przeł. Ewa Horodyńska, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2018, s. 224.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze