Mysia Straż. Jesień 1152 | komiks

"Jakiś sezon temu zacząłem podejrzewać,
że jakaś mysz tu bywa, gdy mnie nie ma."

Wierzcie mi lub nie, ale mam wielką słabość do gryzoni. Niestraszne mi przemykające pod nogami ogonki. Nie zapiszczę, ani nie wskoczę na najbliższe krzesło, widząc mały sunący cień na ścianie — najchętniej przygarnęłabym (i wyściskała) każde małe włochate stworzonko. Dlatego dwie części komiksu o dzielnej Mysiej Straży (gwiazdkowy prezent od Męża) naprawdę mnie rozczuliły. David Petersen stworzył małe dzieło, które trzykrotnie zdobyło Nagrodę Eisnera (taki komiksowy Oskar) oraz Nagrodę Harveya. W pełni zasłużenie.

Dzielni Strażnicy Mysiej Straży wyruszają, by odnaleźć zaginionego handlarza ziaren i przy okazji odkrywają zdradziecki spisek. To wszystko dzieje się jesienią 1152 roku, po wielkiej zimowej wojnie z hersztem łasic, w czasach, gdy myszy już nie walczą o bezpieczeństwo Terytoriów, a jedynie zwiadują, przepowiadają pogodę i pełnią rolę przewodników. Niestety tym razem ponownie będą musiały chwycić za broń.

Jesienne barwy ilustracji, małe mysie oczka, ostre szpilki i ciemne zaułki. Petersen ma specyficzną, komiksową kreskę. Otoczenie mysiego świata jest bardzo rzeczywiste, naturalne, jednak myszki mają w sobie coś uroczego. W całej historii zaś nie znajdziecie nawet okruszków humoru mysie walki, codzienne zajęcia, czy choćby mapy Terytoriów pozorują prawdziwe historyczne przekazy. Trochę dowcipu by nie zaszkodziło, ale i takie poważne podejście robi konkretny efekt.








Komiks przeczytałam w ramach Wyzwania czytelniczego 2019 
(kategoria: komiks, w którym nie występują superbohaterowie).

***
Petersen David, Mysia Straż. Jesień 1152, cz. 1-2, tłum. Mateusz Jankowski, Wydawnictwo Bum Projekt, Warszawa 2014, s. 104+108.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze