Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary | Lawrence Wright

"Aby mieć pewność, że adept nie zejdzie ze scjentologicznej ścieżki,
trzeba go regularnie karmić tajemnicą."

Kościół Scjentologii został zarejestrowany 18 lutego 1954 roku w Kalifornii. Jego inicjatorem, założycielem, przewodnikiem, a zarazem guru był L. Ron Hubbard, którego nauki są do dziś wyznawane i praktykowane przez rzesze scjentologów. Twórca Dianetyki, autor powieści science fiction, postać w pewien sposób chimeryczna — jak określa go sam Lawrence Wright . Do swojej nauki o umyśle i dziwacznej kosmologii, a przede wszystkim — do przekazywania organizacji pokaźnych sum pieniężnych, Hubbard przekonał wiele osób, które w rezultacie całe swoje życie poświęciły scjentologii. Wśród nich znajdziemy sylwetki celebrytów, aktorów, reżyserów. John Travolta, Tom Cruise, Paul Haggis, Kirsty Alley, Anne Archer — to tylko niektóre nazwiska znanych scjentologów. Jednak wśród wyznawców są też tacy, którzy żałują wypowiedzianej niegdyś deklaracji: "Jestem scjentologiem!". Paul Haggis, znany reżyser i scenarzysta, porzuca Kościół po wielu latach aktywnej przynależności. Ci, którzy korzystali ze świadczeń Kościoła jakoby za darmo, muszą zwrócić mu bajońskie sumy przy jego opuszczaniu. Wszelkie nieposłuszeństwo w obrębie organizacji jest okrutnie karane, choć scjentologowie zaprzeczają stosowania przemocy, przymusu, czy przetrzymywania wyznawców wbrew ich woli. Lawrence Wright bardzo dokładnie prześledził historię Kościoła Scjentologii. Dokopał się do archiwów, przeprowadził ponad dwieście wywiadów z byłymi oraz obecnymi członkami organizacji. Materiał, który zgromadził i jego opracowanie są naprawdę imponujące.

Wright zaczyna od L. Rona Hubbarda. Bardzo dokładnie obserwujemy poczynania mistrza przyszłych scjentologów. Od jego fascynacji literaturą sci-fi, przez zainteresowanie psychiką ludzką i odczytywanie stanów emocjonalnych za pomocą e-metra (potem Hubbard wykorzysta e-metr do audytowania, czyli specjalnych sesji terapeutycznych), po stworzenie rozbudowanej doktryny religijnej (Hubbard zrezygnował z określenia nauka o umyśle na rzecz religii). Wright opisuje jak to Hubbard z grupami początkujących wtedy jeszcze scjentologów żeglował po morzach, uchylając się od płacenia podatków i robiąc sobie coraz więcej wrogów pośród wielu państw. Już wtedy do jego niezarejestrowanej organizacji przystąpiło mnóstwo młodych ludzi, którzy deklarowali swoją przynależność do niej na okres... miliarda lat! Należy dodać, że na statkach Hubbarda pływały także dzieci, które potem zostawały dorosłymi scjentologami. Po zarejestrowaniu Kościoła Scjentologii na konto organizacji wpływały niebotyczne kwoty. Kościół miał coraz więcej siedzib i zrzeszał mnóstwo sławnych osobistości. Po śmierci Hubbarda (a raczej: jego wejściu na wyższy stopień wtajemniczenia), pałeczkę po nim przejął David Miscavige, i o nim również pisze Wright. Mimo że scjentologia (jak i podejście do niej) została przedstawiona tutaj pod różnymi kątami (jako system religijny, jako ruch stojący w opozycji do polityki, czy też jako atak na psychiatrię), książka Wrighta nie jest refleksją nad sensem scjentologicznych założeń i nie poświęca im szczególnie wiele uwagi. Skupia się raczej na konkretach, na sile oddziaływania metod Hubbarda oraz na negatywnych aspektach przynależności do Kościoła.

Droga do wyzwolenia... Lawrence'a Wrighta to solidna publikacja, wzór literatury faktu, którą momentami czyta się jak niezłą sensację. Pozbawiony wszelkich ubarwień i subiektywnego nalotu ton autora nadaje książce prawdziwej rzetelności i nie budzi zastrzeżeń co do wiarygodności przekazu. Czytelnik wie, że ma przed oczami rzeczywistą historię scjentologii, a w rezultacie — demaskację tego modnego, choć i kontrowersyjnego amerykańskiego ruchu. Ja Drogę do wolności... czytałam z zapartym tchem. Tym bardziej, że moja wiedza o Kościele Scjentologii była raczej niewielka. Choć ogrom informacji nie zabija refleksji, a wręcz je prowokuje, to wolę o takiej literaturze mówić z pewnego dystansu. Zamiast rozpisywać się na temat własnych wrażeń, proponuję, żebyście sami zapoznali się z książką Wrighta. Mocna. Dobrze napisana. I trochę przerażająca. Zwłaszcza w kontekście ludzkiej... naiwności.

***
Wright Lawrence, Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary, tłum. Agnieszka Wilga, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, s. 576.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze